poniedziałek, 27 czerwca 2016

Zajezdnia Dąbrowskiego


Mojej przyjaciółce        


Dziś postanowiłam odwiedzić miejsce, które widnieje w rejestrze zabytków Łodzi. Wybudowana w 1928 roku, według projektu Rudolfa Sunderlana, ostatecznie zakończyła żywot 14 września 2012 roku. Mowa o legendarnej już Zajezdni (tramwajowej) Dąbrowskiego. Zajezdnia znajduje się przy ulicy Kilińskiego 245, lecz z racji mowy potocznej (zbieg ulic Kilińskiego i Dąbrowskiego), została nazwana Zajezdnią Dąbrowskiego. 




Początkowo przystosowana została do obsługi 100 wagonów, dla których miejsca postojowe przewidziano niemal wyłącznie w hali. Pod koniec lat 50 XX wieku zajezdnia była już mocno przepełniona. W połowie lat 60 przystąpiono do modernizacji i przebudowy zajezdni. Powiększono ją niemal dwukrotnie. Przebudowano wtedy całkowicie zaplecze socjalne, które wzbogaciło się o nowe szatnie (dotychczasowe mieściły się w podziemiu), umywalnie i suszarnie odzieży. Okres okupacji zajezdnia przetrwała bez większych zniszczeń.
Na zajezdni oprócz codziennej pracy rozwijało się także życie kulturalne. W latach powojennych swoje próby odbywała tu orkiestra dęta, chór męski, a w świetlicy wystawiano sztuki teatralne.
Szczyt stanu osobowego i taborowego w zajezdni to koniec lat 70. Na miasto wyjeżdżały z niej 133 składy, które stanowiły blisko 40% całego taboru kursującego po mieście. Przez wiele lat "dwójka" była największą zajezdnią w Łodzi. Od 1986 roku palmę pierwszeństwa pod tym względem dzierży "jedynka" z ul. Telefonicznej.


Obecnie obiekt zabytkowy, wpisany najpierw do gminnej ewidencji zabytków, w 2009 roku został poddany procedurze wpisu do rejestru zabytków Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, na wniosek społecznych opiekunów zabytków z powodu zagrożenia rozbiórką, w związku z kontrowersyjnymi planami Magistratu dotyczącymi likwidacji zajezdni na rzecz poszerzania ulic J. Dąbrowskiego i J. Kilińskiego, w ramach budowy tzw. "Obwodnicy Centrum". W 2009 miasto ogłosiło ofertę sprzedaży terenu zajezdni z jej zabudową, co spowodowało realne zagrożenie pogorszeniem warunków transportu miejskiego w Łodzi i całkiem realną możliwość zniszczeniem zajezdni. Teren zajezdni kupił łódzki przedsiębiorca - Roman Bierzgalski.
W dniu 28 stycznia 2011 po raz ostatni tramwaje z tej zajezdni wyjechały na miasto. Po zakończeniu kursowania zjechały do zajezdni "Chocianowice" i "Telefoniczna". Od początku 2011 na terenie obiektu trwały, bez zgody Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, prace demontażowe torowiska i sieci trakcyjnej, który w marcu 2011 roku wydał decyzję nakazującą wstrzymanie tych prac.
W dniu 7 sierpnia 2011 zajezdnia została podpalona przez "nieznanych sprawców". Spaleniu uległo ok. 4,5 tys. m2 dachu.
Dnia 14 września 2012 (piątek), pomiędzy 16.00 a 18.00 właściciel, Roman Bierzgalski, polecił zburzyć obiektW poniedziałek (18 września) zawiadomienie do łódzkiej prokuratury o popełnieniu przestępstwie skierował poseł Krzysztof Kwiatkowski wraz z grupą radnych oraz prezydent miasta - Hanna Zdanowska.
Niestety, obecnie pozostał tylko budynek z pomieszczeniami socjalnymi. Zachowane zostały nawet kafelki na podłogach i ścianach, co sugeruje, że mieściły się tam łaźnie i toalety. W podziemiach natomiast, szatnie. Na pierwszym pietrze również toalety i wielki holl, w którym prawdopodobnie odbywały się wspomniane już wcześniej występy. Od ulicy Dąbrowskiego zachował się również budynek MPK, do którego niestety wejścia nie ma. To, co teraz pozostało w niczym nie przypomina pięknej, zabytkowej zajezdni. Większość terenu pokryła dzika roślinność, a obiekt otoczony jest murem. Idąc w kierunku wejścia w murku, wciąż jeszcze widnieją fragmenty szyn tramwajowych. Zakręcają one aż do samego wejścia, co sprawia, iż w naszej wyobraźni Zajezdnia jest wciąż żywa.
Wchodząc po klatce na pierwsze piętro, odczułam silne wrażenie zagrożenia. Zupełnie tak, jakby ktoś szedł za mną, bądź był obok. Pomyślałam sobie, że wariuję. Cholera, jest trzynasta po południu! Duchy nie wychodzą o tej porze! A może to nie był duch? Ostrożnie wchodziłam po schodach, odwracając się na boki. Gdy już weszłam i spojrzałam w dal na długi korytarz, usłyszałam głos kobiecy. Poczułam, że serce mi wali mi jak szalone i czym prędzej zbiegłam na dół. Nie miałam odwagi, by tam wrócić. Nie nadaje się do tego, pomyślałam. Nie jestem dość odważna. Zaczęłam wyobrażać sobie, że to może jakiś bezdomny lub gorzej, zboczeniec... W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że z dokoła budynku krążą ''poszukiwaczki ruin''. Uff. A więc słyszałam te dziewczyny. Postanowiłam wrócić. Tym razem spokojna weszłam na piętro i zaczęłam robić zdjęcia. Minęłam leżącą na podłodze dyktę. Po chwili znów poczułam ten nieuzasadniony lęk. W dodatku usłyszałam kroki tuz za mną i odgłos stąpania po tej samej dykcie. Odwróciłam się, lecz nikogo nie było. Chyba za dużo horrrorów, pomyślałam. Przeszłam wystraszona wzdłuż holu. Nikogo tam nie było, a roznosił się głos. Czułam wciąż czyjąś obecność. Odczucie zniknęło dopiero, gdy opuściłam zajezdnię. Cóż to było? Nie ma żadnych wzmianek o duchach w tym miejscu. Może to złudzenie?
W każdym razie, polecam zwiedzić Zajezdnię Dąbrowskiego. Jeśli nie dla emocji, to dla złożenia hołdu temu miejscu.





















Polecam i zatwierdzam.

Darsi Von Mitra











Autor: Darsi Von Mitra

Korekta: mitra


2 komentarze:

  1. Jak będę w okolicy, to się wybiorę do tej Zajezdni :) Wykonane przez Ciebie zdjęcia zachęcają do zwiedzania :) Może też przeżyję takie emocje jak Ty ;-) Sądząc po jednym ze zdjęć – tym z napisem „Wyjdźcie stąd (z tąt?), bo zginiecie” to można by przypuszczać, że ktoś ze zwiedzających miał podobne odczucia jak Ty :)

    Chociaż wierzę tylko w to, co można zobaczyć/dotknąć/udowodnić naukowo, to opowieści o duchach, niewyjaśnionych odczuciach, zdarzeniach itp. strasznie mnie fascynują. Po cichu chyba jednak liczę na to, że obok świata materialnego jest coś jeszcze, być może jakaś inna, niematerialna rzeczywistość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie musimy tam się wybrać. Zwłaszcza że niedaleko mamy jeden z naszych ulubionych Park na Leczniczej.

    OdpowiedzUsuń