poniedziałek, 6 czerwca 2016

Harem

     
             



Historia "Haremu" fascynowała mnie od lat. Pierwszy raz zetknęłam się z nią w roku 2004, gdzie opuszczony budynek został rozebrany, a do samego końca o nim krążyły legendy. Ale od początku.




Gdy odwiedziłam to dziwne miejsce po raz pierwszy, był może lipiec. Po budowli pozostała  góra gruzu. Dokoła walały się strzykawki. Było kompletnie ciemno i niewiele z tej wyprawy pamiętam. Jedno, co utkwiło mi w pamięci, to długa droga przez las i opowieść, na podstawie której powstała późniejsza już moja powieść.  Niestety, utraciłam ją bezpowrotnie. Wiele osób wracało wspomnieniami do "Haremu" wzbudzając jeszcze bardziej moją ciekawość. Jedni mówili, że był to poprawczak dla kobiet ( stąd nazwa "Harem"), inni że dom dziecka… Teorii było wiele, a faktów zero.  Napotkałam się na kilka artykułów, jednak nawet poważny dziennikarz znanej polskiej gazety, nie wiedział o czym pisze. Zadziwiło mnie to, ponieważ trzeba wiedzieć, o czym się pisze. Postanowiłam po dwunastu latach wrócić w to miejsce.

"Harem" znajduje się na ulicy Krajowej 15 w Łodzi, na Helenówku.  Obecnie, trudno coś niezwykłego tam zauważyć, bo po wielkim gmachu pozostały jedynie schody wejściowe, a resztę pokrywa dzika roślinność i drzewa. Trochę dalej idąc od schodów, wyłaniają się tajemnicze murowane schrony. Nie są to jednak bunkry, jak piszą niektórzy, ponieważ po konstrukcji widać, że zbudowane zostały długi czas po wojnie. A teraz prawdziwe fakty, aby oddać szacunek temu miejscu.

Ruiny te, to dawny Żydowski sierociniec ( dawniej osada Fabianka 6). "Żydowski sierociniec" to nazwa popularna, a oficjalna, według statutu, to "Internat dla Dzieci Żydowskich i Ferma w Helenówku, gm. Radogoszcz". Został on zatwierdzony przez wojewodę łódzkiego 16 lutego 1922 roku. Na jego bazie powstał w 1930 r. opisywany sierociniec. Pierwszym i jedynym jego dyrektorem do wybuchu II wojny światowej był Chaim Rumkowski, późniejszy Przełożony Starszeństwa Żydów w łódzkim getcie.
 
Podczas wojny funkcjonował tu nazistowski ośrodek "Lebensborn". Placówkę wykorzystywano do tworzenia, tzw. rasy nadludzi. Naziści wybierali z "łapanki" kobiety i mężczyzn o rysach jak najbardziej zbliżonych do aryjskich. Wszyscy musieli mieć obowiązkowo jasne włosy i niebieskie oczy. Oficjalnie Lebensborn funkcjonował jako ośrodek zapewniający wszelkie udogodnienia: mieszkańcy mogli grać w tenisa, przebywać na stołówce, mieli też własne pokoje i inne rozrywki. Niestety nikt wówczas nie mówił o tym, że ci młodzi ludzie byli zmuszani do stosunków seksualnych i w razie odmowy, karani czy w końcu rozstrzeliwani… Niemiecka propaganda podaje, że ośrodek był jak najbardziej przyjazny dla ludzi. Kobiety będące w czasie błogosławionym, miały zapewnione opiekę medyczną. Zaraz po narodzinach nowych "nazistowskich potomków", dokonywana była selekcja. Selekcja na dzieci idealne, zdrowe i na te chore i słabe. Zdrowe, wysyłano do rodzin zastępczych w Niemczech, a odrzucone mordowano. Budynek pamięta masowe samobójstwa, które popełniały matki, po odebraniu im dzieci. Bestialstwo i okrucieństwo z jakim je traktowano, jak maszyny do rodzenia dzieci, pchnęły je do ostatecznego czynu.
 
 
  Po wojnie w budynku umieszczono sieroty żydowskiego pochodzenia, które przeżyły Holocaust (jednym z wychowanków był Henryk Grynberg), następnie placówkę upaństwowiono i utworzono w nim dom dziecka.

 

W latach 60 –tych, utworzono tam Dom Wychowawczy dla trudnych dziewcząt, który funkcjonował aż do pożaru, który wybuchł w niewyjaśnionych okolicznościach. Poprawczak, o którym była mowa na początku, dostał wówczas przydomek popularnego już dziś "Haremu".

W latach 80. XX wieku placówkę zlikwidowano, a nieremontowany budynek popadł w ruinę. Po odzyskaniu własności przez łódzką Gminę Żydowską budynek wraz z działką sprzedano. W 2004 roku budynek rozebrano. Z opowiadań kilku różnych i nieznających się ludzi, słyszałam, że nocą słychać tam płacz małych sierot i często pojawia się kobieta w koszuli nocnej szukając swojego dziecka. Ja niestety nic nie widziałam, ale dziwną energię miejsca wyczułam. Nikt niestety w źródłach nie wspomina o tajemniczych "bunkrach". Na starych mapach widać, że pojawiły się już w latach współczesnych. Na mapie w roku 1978 (pierwsze zdjęcie od lewej), widać, że Sierociniec miał jeszcze dwa budynki połączone łącznikiem, lecz bez żadnych zabudowań z tyłu. Betonowe "schrony" pojawiają się dopiero w roku 1996-1998 ( kolejne zdjęcie), a wejście do nich jest dokładnie w miejscu wejścia do dawnego pierwszego budynku.


Co tam było? W środku wygląda to na parking, bądź miejsca magazynowe. Całość rozpościera się w kształt odwróconej litery "L". Miejsce jest nadal odwiedzane, przybywa tam graffiti na ścianach oraz innych malunków.



























Każdemu, kto choć trochę pasjonuje się historią i chce odwiedzić dawny, największy Lebensborn w Polsce, gdzie dokonały się te wszystkie zbrodnie. Zapraszam na Helenówek.

Zapewne, za kolejnych dwanaście lat pozostanie już tylko po nim wspomnienie...


Polecam i zatwierdzam.

Darsi Von Mitra






Autor: Darsi Von Mitra
Korekta: mitra

20 komentarzy:

  1. Piszesz w bardzo interesujący, obrazowy sposób. Czytając, miałam wrażenie, jakbym się przeniosła w tamto miejsce i tamte czasy. I chociaż nigdy specjalnie nie interesowałam się historią, teraz - dzięki Twojemu blogowi - chyba zacznę :-) Sądząc po tym, jak świetnie przedstawiłaś klimat i realia tego miejsca, masz doskonałą wyobraźnię oraz talent do pisania. Bierz więc aparat i ruszaj w kolejną ciekawą wyprawę, którą później tu zrelacjonujesz :) Już nie mogę się doczekać kolejnego wpisu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa ! Co do talentu, nie mnie to oceniać i sądzę, że czeka mnie jeszcze sporo pracy :) Bardzo się cieszę, że komuś przypadł do gustu mój blog. Postaram się w najbliższym czasie dodać kilka kolejnych ciekawych wpisów :)

      Usuń
  2. Ponad dwadzieścia sześć lat mieszkałem na Radogoszczu i niejednokrotnie wędrowałem Stalingradzką (obecnie Okulickiego), ale o tym obiekcie dowiedziałem się dopiero z Twojego blogu.


    Dziękuję zatem że pokazujesz mi moje miasto.









    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny artykuł
    chodziłem tam jak byłem mały
    Zjeżdżałem na linach z dachu
    dobre miejsce do zdjęć

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję Ci za ten artykuł. Spędziłem tam wraz ze znajomymi cały licealny okres (1999-2004). W tamtych latach przebywało tam wiele osób. Tajemniczość tego miejsca przyciągała i intrygowała wszystkich, ale nikt nie znał jego histori. Choć przeszłość jego była okropna to cieszę się, że po latach dowiedziałem się co te mury kryły za sobą naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj działo się tam działo... miejsce miało wpływ na wyobraźnie i przyciągało jak magnes. Nie tylko radogoszczańską pozytywną młodzież :-)

      Usuń
  5. Bardzo dziękuję Ci za ten artykuł. Spędziłem tam wraz ze znajomymi cały licealny okres (1999-2004). W tamtych latach przebywało tam wiele osób. Tajemniczość tego miejsca przyciągała i intrygowała wszystkich, ale nikt nie znał jego histori. Choć przeszłość jego była okropna to cieszę się, że po latach dowiedziałem się co te mury kryły za sobą naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo się cieszę, że artykuł się podoba :) Zapraszam więc dalej do śledzenia mojego bloga:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze, tyle wspomnień mam z tym miejscem. Wiele razy chodziło się tam na wagary/spacer/ognisko. Wchodziło się przez piwnicę, trzeba było pamiętać po ciemku liczbę schodów 3-6-9, by się nie wywrócić. O samym Haremie krążyły legendy - samobójcy, duchy, czarne msze...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem łodzianką.
    Dziękuję za ten blog :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Powojenną część tej opowieści znam z rozmów z leciwymi mieszkańcami tej okolicy, którzy wędrowali tam czasem na "medytację". Geneza nowego obiektu została mi przedstawiona w następujący sposób: posesja została zakupiona przez prywatnego inwestora w połowie lat 90-tych, który zaplanował w tym miejscu obiekt garażowo-parkingowy dla samochodów dostawczych - podobno tirów. Po pierwszej fazie realizacji inwestycji - postawieniu garaży i wykonania parkingu (znajduje się on po drugiej stronie ulicy Krajowej - naprzeciwko "garaży" *widoczne są wysokie krawężniki okalające parking, wyraźny wjazd i pokruszone betonowe płyty pod warstwą trawy i chwastów na jego powierzchni) podobno "okazało się, że na ulicy Krajowej - jadąc od strony Niedźwiadka nie miną się dwa dostawcze pojazdy, co stanowiło przeszkodę w funkcjonowaniu tego założenia. Do budynku tego bowiem prowadzi przepiękna aleja starych leciwych drzew, na wycięcie których z pewnością bardzo trudno było uzyskać pozwolenie. Teraz już wiem, że ta aleja pamięta niesamowitą historię i pomimo swego urokliwego charakteru wiedzie do miejsca, w którym działy się straszne rzeczy... Teraz ta aleja jest fizyczną pozostałością tej historii. Niemniej jednak inwestor załamał ręce i porzucił nieudaną realizację bez możliwości dokończenia jej.

    Fakt faktem pomimo, że nie znałam starszej historii tego miejsca - zawsze sprawiało ono wrażenie jakby pamiętało niepokojące wydarzenie. Zwłaszcza, że miejscowi mówili, że działy się tam straszne rzeczy - nie potrafili jednak sprecyzować o co chodzi - lub - nie chcieli o tym mówić. Dlatego jedni wkładali to między bajki, a inni dumali nad powodem takich sugestii...

    Przedstawiona tu historia zmroziła mi krew w żyłach. Nie spodziewałam się aż tak czarnego scenariusza.

    Pozdrawiam wszystkich, którzy pamiętają to miejsce i wiedzą co mam na myśli pisząc, że odczuwało się jego niepokojącą historię...(siedząc na dachu)

    OdpowiedzUsuń
  10. Była zima w połowie lat 90-tych. Szedłem wzdłuż torów, nie pamiętam skąd, dokąd ani dlaczego. Przysypane śniegiem pola czy jakieś ugory, sporo drzew. Zboczyłem ze ścieżki i wtedy w oddali po raz pierwszy go zobaczyłem -wielka stara willa czy kamienica wśród pustkowia, zapomniany dom jak z filmu grozy! Było coś takiego w tym miejscu, że po paru dniach tam wróciłem i potem jeszcze kilka razy. Pytałem jakichś ludzi co to za dom, co tam kiedyś było? Opowiadali o żydowskim sierocińcu, poprawczaku dla dziewcząt, także o rozpoczętej i porzuconej budowie jakichś magazynów. Tylko o Lebensborn nie słyszałem.
    Nie ma już tego domu, zdaje się że nawet ruina zniknęła. Będąc w takim miejscu zawsze zastanawiam się czy istnieje jakaś przeszłość w teraźniejszości? Tak bardzo chciałoby się przeniknąć w jakiś sposób to co jest, móc chociażby zobaczyć to co było kiedyś. Kto szedł tą drogą, kto stał tu gdzie ja teraz, co wtedy widział, co czuł myślał i tak dalej? Wydaje się łatwe, po prostu bardzo bardzo chcieć i się uda. Jak latanie we śnie, wystarczy rozłożyć ręce i się leci. No ale wiadomo, życie to nie sen.
    Bardzo fajny i ciekawy ten Twój blog, dla mnie rewelacja.
    Pozdrawiam serdecznie
    pazar

    OdpowiedzUsuń
  11. Znam to miejsce.W latach 70 był tam zakład wychowawczy dla dziewcząt.Dyrektorem btł pan Zbigniew Gaberkowicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też znam to miejsce ale nie pamiętam by coś tam straszylo mam bardzo ciepłe wspomnienia z tego miejsca pomimo że był to zakład wychowawczy dla dziewcząt dużo się tam nauczyłam samego życia miałam przyjaciółki z którymi urwał się kontakt a szkoda a samo miejsce wspominam bardzo ciepło piękna aleja drzew i dom i smak gruszek z ogrodu na przeciw i pomimo że minęło 41 lat z chęcią bym odwiedziła krajowa 15 z tych czasów mam tylko kontakt z dawną przyjaciółką z Tobą Basiu.

      Usuń
    2. Nic tam nie straszyło.Ludzie było też poprawczaka.Harem dlatego,że mieszkały tam same dziewczyny.Była szkoła podstawowa i zawodowa.

      Usuń
  12. Być może wychowywał się tam oj tata. Czy jest gdzieś jakąś dokumentacja dotyczącą wychowankow

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzień dobry,
    w tej chwili budynek został zrównany z ziemią a gruz wywieziony. Teren zapewne niebawem zostanie sprzedany jakiemuś deweloperowi albo innemu "szczęśliwcowi".

    OdpowiedzUsuń